Pomysł na założenie bloga zbiegł się z wydarzeniami, jakie
miały miejsce w mojej piwnicy. Otóż, jako Perfekcyjna Pani Domu i dbająca o
swoje dziecię matka, co roku robię konfitury i soki z czarnych porzeczek oraz malin. Tegoroczne już zostały zrobione,
pięknie przelane do słoików i ozdobione odpowiednimi karteczkami. I wszystko byłoby cudnie gdyby nie to, że niektóre
słoiki zaczęły, żyć własnym życiem i bulogoały sobie spokojnie. W dniu, kiedy
zdecydowałam się, że założę bloga i stanę się drugą Julią Child – tylko taką od
słodyczy, moje słoiki eksplodowały. Zamiast konfitur wyszło wino :) Na początku
potraktowałam to jako zły znak, jak mam pisać o słodkościach, skoro moje konfitury
same wyszły ze słoików? Jednak czyszcząc
podłogę w piwnicy – nawiasem mówiąc plamy zostaną do końca moich dni i o jeden
dzień dłużej, nie da się ich niczym usunąć. Uznałam, że bardziej wybuchowego początku
nie mogłam sobie wymarzyć. Z całego wydarzenia ocalała połowa przetworów, są
przepyszne, gwarantuję :)
Dlaczego blog o słodyczach i łakociach? Po pierwsze nie znam
osoby, która by słodkości nie lubiła, no może poza dwoma wyjątkami, moją mamą,
która w dzieciństwie żywiła się wyłącznie słodyczami i uważa, że wyczerpała już
swój limit oraz siostrą mojego męża, która mając do wyboru tort bezowy albo
tatara, zawsze wybierze to drugie. Po drugie słodycze zawsze kojarzą mi się z
miłymi wydarzeniami takimi jak urodziny, spotkania rodzinne, Święta. Zastanówcie
się, praktycznie zawsze, kiedy ktoś nas odwiedza to częstujemy go ciastem,
najlepiej domowej roboty. Po trzecie tworzenie słodkości mnie uspokaja, a nie
należę do osób emanujących cierpliwością i opanowaniem. I tu pojawia się
paradoks nie lubię gotować, robię to, bo muszę, natomiast piec uwielbiam.
Chociaż tworzenie tortu zajmuje dużo więcej czasu niż zrobienie makaronu z sosem.
Lubię cały proces odmierzania składników, przygotowywania ich osobno, potem
łączenia i patrzenia jak powstaje coś pysznego. Dodatkowo uwielbiam jeść
słodkości. Więc wszystko się stapia w całość. Po czwarte nawet jak ciasto nie
wyjdzie, zawsze nadaje się do zjedzenia, przykładem może być Brownie :)
Na blogu będę testowała najróżniejsze przepisy z książek
kucharskich z przekroju lat od 50 do obecnych, opisywała ich receptury i dzieliła
się wrażeniami smakowymi. A sami uznacie czy warto, czy nie warto zaryzykować swój
cenny czas i wypróbować dany przepis.
Komentarze
Prześlij komentarz