Dziś przepis na ciasteczka maślane, tak uwielbiane przez moją córkę. Postanowiłyśmy je razem zrobić. Zdjęcia w magazynach, gdzie mama z dzieckiem razem pieką ciasteczka, pierniczki i inne cuda w sterylnej kuchni, w białych fartuszkach, są urocze, ale nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Pewnie dookoła nich, poza obiektywem aparatu, stoi sztab "perfekcyjnych pań domu" gotowych w każdej chwili usunąć wszelkie ślady po wspólnym pichceniu. iRobot Roomba chodzi cały czas i zbiera okruchy z pięknej marmurowej posadzki. Mimo, że sztabu ludzi nie miałam pod ręką podjęłam się tego zadania.
Laura już sama rozbijała jajko, z moją pomocą ucierała mikserem, a potem sama mieszała ciasto łyżką, jednym słowem - frajda na całego. Spora część naszego wypieku znalazła się na ziemi, ale przy dekorowaniu ciastek moja córka wręcz tańczyła ze szczęścia. Tyle radości dają zwykle ciasteczka. Jak już były w piekarniku, to zajęłam się ogarnianiem kuchni i Laury. I tu coś mnie tknęło. Myjąc jej rączki nad kranem z ciasta uzmysłowiłam sobie, że one są już takie duże. Że już przeżyłyśmy tyle wspólnych, wspaniałych chwil, których ona pewnie nawet nie zapamięta.
Bacznie ją obserwuję. Jej oczy patrzą ciepło i ufnie. Jest bardzo pogodnym dzieckiem, ma w sobie pewien rodzaj skupienia, cichą inteligencję. Mam wrażenie, że gdyby miała większy zasób słów, to wygłaszałaby głębokie spostrzeżenia na temat otaczającego ją świata. Ma ulubione książki: taką o misiu, co go bolał brzuszek i o krowie, co nabiła sobie guza (teraz etap lekarski jest na topie), woli warzywa od mięsa i od urodzenia śpi na plecach z rączkami rozrzuconymi koło głowy w geście całkowitego poddania. Jednak, kiedy dorośnie, nie zachowa w pamięci żadnej z tych rzeczy. Któregoś dnia, w niedalekiej przyszłości, zapyta mnie, jakim była dzieckiem i z rozkoszą będzie słuchała moich opowieści. Tylko czy ja będę w stanie je wszystkie odtworzyć, czy ulecą tak, jak rozpuszczające się ciasto na jej rękach w zetknięciu z wodą?
Nasza pamięć płata figle, częściej pamiętamy zdarzenia bolesne, niż te radosne. Często po wielu latach odkurzone wspomnienia mają inną barwę i treść, coś do nich dodajemy, ale upieramy się, że dokładnie tak było. Ulotność pamięci - takie dwa słowa, a znaczą tak wiele. To właśnie moja pamięć, pokaże Laurze jej życie, którego ona sama nie zapamięta. Jestem, więc dla niej powrotem do przeszłości, do radosnego, beztroskiego dzieciństwa, do bycia razem, na nowo po latach. Mama i córka robiące razem maślane ciasteczka.
Laura już sama rozbijała jajko, z moją pomocą ucierała mikserem, a potem sama mieszała ciasto łyżką, jednym słowem - frajda na całego. Spora część naszego wypieku znalazła się na ziemi, ale przy dekorowaniu ciastek moja córka wręcz tańczyła ze szczęścia. Tyle radości dają zwykle ciasteczka. Jak już były w piekarniku, to zajęłam się ogarnianiem kuchni i Laury. I tu coś mnie tknęło. Myjąc jej rączki nad kranem z ciasta uzmysłowiłam sobie, że one są już takie duże. Że już przeżyłyśmy tyle wspólnych, wspaniałych chwil, których ona pewnie nawet nie zapamięta.
Bacznie ją obserwuję. Jej oczy patrzą ciepło i ufnie. Jest bardzo pogodnym dzieckiem, ma w sobie pewien rodzaj skupienia, cichą inteligencję. Mam wrażenie, że gdyby miała większy zasób słów, to wygłaszałaby głębokie spostrzeżenia na temat otaczającego ją świata. Ma ulubione książki: taką o misiu, co go bolał brzuszek i o krowie, co nabiła sobie guza (teraz etap lekarski jest na topie), woli warzywa od mięsa i od urodzenia śpi na plecach z rączkami rozrzuconymi koło głowy w geście całkowitego poddania. Jednak, kiedy dorośnie, nie zachowa w pamięci żadnej z tych rzeczy. Któregoś dnia, w niedalekiej przyszłości, zapyta mnie, jakim była dzieckiem i z rozkoszą będzie słuchała moich opowieści. Tylko czy ja będę w stanie je wszystkie odtworzyć, czy ulecą tak, jak rozpuszczające się ciasto na jej rękach w zetknięciu z wodą?
Nasza pamięć płata figle, częściej pamiętamy zdarzenia bolesne, niż te radosne. Często po wielu latach odkurzone wspomnienia mają inną barwę i treść, coś do nich dodajemy, ale upieramy się, że dokładnie tak było. Ulotność pamięci - takie dwa słowa, a znaczą tak wiele. To właśnie moja pamięć, pokaże Laurze jej życie, którego ona sama nie zapamięta. Jestem, więc dla niej powrotem do przeszłości, do radosnego, beztroskiego dzieciństwa, do bycia razem, na nowo po latach. Mama i córka robiące razem maślane ciasteczka.
Składniki na ok. 30 ciasteczek
1 kostka miękkiego masła
2 i 1/3 szklanki mąki pszennej
3 łyżki mleka
3/4 szklanki cukru
1 łyżeczka od herbaty proszku do pieczenia
1 jajko
lentilki
Przygotowanie
W misce ucieramy za pomocą miksera masło z cukrem przez ok. 3 minuty
Do uzyskanej masy dodajemy jajko i miksujemy, aż składniki ładnie się połączą.
Wsypujemy mąkę i proszek do pieczenia, wlewamy mleko i dokładnie wszystko ręcznie mieszamy.
Przygotowujemy blachy do pieczenia, wykładając je papierem do pieczenia.
Z ciasta formujemy kulki (kładziemy je na wcześniej przygotowaną blachę), następnie lekko je rozpłaszczamy i na wierzch układamy lentilki.
Pieczemy przez ok. 20 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni.
Podsumowanie
Ciastka bardzo dobre w smaku, maślane i delikatne. Super się sprawdzą na przyjęciu dla dzieci.
Śliczny wpis, a ciastka wyglądają bardzo ładnie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję za miłe słowa :)
OdpowiedzUsuń