Kiedy ponad dwa lata temu jechałam na porodówkę, nawet nie zdawałam sobie sprawy, że moje życie za parę godzin tak diametralnie się odmieni. Teraz czuję, że siebie, jako kobietę zostawiłam tam w szpitalu, a oto nastała nowa era - mnie jako mamy. Utrata tożsamości to jedno, utrata imienia drugie. Bo oto na placu zabaw, wśród grona innych rodziców, w klubo-dzieciarniach, wszędzie widnieję, jako "mama Laury", nikt tak naprawdę nie wie jak się nazywam, i nikogo to nie obchodzi. Ale to tylko drobny szczegół całej przemiany. Dwa tygodnie od porodu upłynęły sielankowo, tak jakby nasza córka chciałaby nam dać trochę czasu do regeneracji i odnalezienia się w tej nowej sytuacji. Po tym czasie zaczęły się moje przygody z macierzyństwem: kolki, nieprzespane noce, godziny spędzane na uspokajaniu płaczącego dziecka, długie, zimowe spacery (tylko podczas nich moja córka spała) itp. Zastanawiałam się dlaczego nikt nie powiedział mi, że będzie tak ciężko. Nawet znajome, które już mają dzieci. Może, dlatego, że to samemu trzeba przeżyć, bo inaczej się nie uwierzy. Czemu na szkole rodzenia, nie wspomina się o tym, że przez następne 2 lata (jak dobrze pójdzie) nie prześpi się jednej nocy? Nikt nie mówi, że po ciąży wypada 3/4 włosów, że zmienia się ciało? Że będzie się tak zmęczonym, że nawet krótka 5 minutowa drzemka na fotelu będzie niesamowitą radością.
To tak jak w bajkach. Jest piękna ona, i piękny on. Kochają się, nie mogą być razem. Pokonują, więc trudności i bach - ślubują sobie miłość, żyją długo i szczęśliwie. Koniec. Nikt nie napisze, że urodzi im się dziecko. I po jego urodzeniu piękna księżniczka, nie była już taka piękna, bo straszyła w przetłuszczonych włosach i dodatkowych kilogramach. Jej oczy były podkrążone, a włosy wychodziły garściami. Miewała ciężkie dni i chwile zwątpienia, kłóciła się z księciuniem o choćby 5 minut spokoju dla siebie. Zamiast w pięknych sukniach chodziła w dresie (bo wszystko co na siebie włożyła po chwili było brudne). Bywały dni, kiedy nie miała czasu na umycie zębów i wzięcie prysznica. Nikt nie napisze, że książęca para, straci znajomych, którzy dzieci nie mają. Że przez pewien okres mogą zapomnieć o imprezach w pobliskich zamkach. Nie, nikt o tym nie napisze, bo my lubimy bajki o pięknym zakończeniu. Tylko takie się sprzedają. Tak samo macierzyństwo, musi być cukierkowe, no, bo mama która się skarży to w naszym społeczeństwie "zła mama".
Nigdy nie będę "sexy mamą", bo nie wyobrażam sobie tarzania się z dzieckiem po podłodze, ubrana w kusą sukienkę. Nie dla mnie spacery po parku na 10 centymetrowych szpilkach. To mi się kłóci, powoduje pewien dysonans. Ale matka w Polsce musi być piękna, zadbana i uśmiechnięta.
Są też wspaniałe uroki macierzyństwa, o nich też nikt nie mówi. Kiedy po wspaniałym porodzie (jak to mawiają nawiedzeni psycholodzy "zjednoczysz w sobie siłę rodzących przed Tobą kobiet na całym świecie i ruszysz do tańca krzycząc z bólu i płacząc z radości wśród najbliższych Tobie osób i wydasz na świat nowe życie") położna poda Tobie dziecko, nagle uświadamiasz sobie, że świat się mieści w Twoich ramionach i jedyne, co możesz z siebie wydusić to: "kocham Cię córeczko". Kiedy pierwszy raz usłyszysz słowo mama (i każdy kolejny raz) wypowiedziane z miłością i taką szczerością w oczach. Kiedy w środku nocy biegniesz do zapłakanego dziecka, a ono wtula się w Ciebie i momentalnie uspokaja. Kiedy rozśmiesza i śmieje się swoim perlistym śmiechem. Dziecko sprawia, że na nowo odkrywasz świat.
Nie jestem matką idealną. Mam swoje słabości. Bywam zmęczona, nie mam siły na zabawy, spacery. Czasami mam ochotę pobyć sama ze sobą i nie mieć tyle obowiązków. Ale jestem matką kochającą, przytulającą, kiedy mała tego potrzebuje, słuchającą, bawiącą się. Opowiadam bajki, malujemy farbkami, gotuję obiady i czasami zastanawiam się skąd u mnie wyrzuty sumienia, że coś robię źle, albo nie tak jak powinnam. Zresztą wyrzuty sumienia są zawsze, jak kobieta siedzi w domu z dzieckiem, to w opinii publicznej nic nie robi, więc czuje presję, że coś robić powinna. Jak idzie do pracy, to ma wyrzuty, że jest złą matką, bo nie poświęca się wychowaniu dziecka. Szkoda, że jak ojciec dziecka pracuje od rana do wieczora i widzi swoje dziecko jedną godzinę dziennie, to nikt nie powie, że jest wyrodnym ojcem. Tylko, że jest kochającą głową rodziny, na którą zarabia w pocie czoła.
Podziwiam ludzi, którzy mają dzieci. Którzy pomimo pierwszego dziecka decydują się na powtórkę z rozrywki. Może to tak jest, że za pierwszym razem to jak ze skokiem na głęboką wodę. Najpierw się trochę obawiasz, potem wszystko analizujesz, próbujesz różnych metod, aż w końcu skaczesz. A jak wykonujesz skok za drugim razem to już jest czysta przyjemność. A Ty masz ten skok za sobą? Żałujesz? Jeszcze kiedyś skoczysz?
Po tak ciężkich rozmyślaniach miałam ochotę na ciasto, które szybko postawi mnie do pionu :) Wybrałam łatwy przepis, ciasto przypomina babkę, a takie właśnie bardzo lubię. Połączyłam je ze słodkim ananasem i czekoladą.
Składniki
mokre
2 jajka
1 szklanka mleka
pół szklanki oleju
2 łyżki soku ananasowego
suche
2,5 szklanki mąki pszennej
3/4 szklanki cukru
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka cukru waniliowego
owoce - mały ananas świeży pokrojony na małe kawałki lub puszka ananasa w puszcze pokrojonego na małe kawałki
100 g gorzkiej czekolady
Przygotowanie
1. W jednej misce łączymy wszystkie składniki mokre i za pomocą trzepaczki dokładnie mieszamy.
2. W drugiej misce łączymy wszystkie składniki suche.
3. Do suchych składników dodajemy mokre i mieszamy za pomocą łyżki. Do powstałej masy dodajemy połowę przygotowanego wcześniej ananasa i mieszamy.
4. Wylewamy ciasto do formy (konsystencję ma dość gęstą) i na górze układamy pozostałą połowę porcji ananasa.
5. Czekoladę trzemy na tarce i posypujemy ją na wierzchu ciasta.
6. Pieczemy 30 minut w piekarniku rozgrzanym do temperatury 180 stopni.
7. Gotowe smacznego!
Podsumowanie
Ciasto w smaku przypomina babkę, ładnie wyrosło. Z powodzeniem można zastąpić ananasa ulubionymi owocami np. brzoskwiniami czy morelami. Jest łatwe i szybkie w wykonaniu, można je wykonać dosłownie w 10 minut.
Komentarze
Prześlij komentarz